wtorek, 21 sierpnia 2007

FINAŁ - już w Polsce

Dzisiaj w Domu Bretanii w Poznaniu odbyło się spotkanie z Robertem.

poniedziałek, 2 lipca 2007

120 kilometrów od granicy holendersko-niemieckiej.

Oto kilka nowin:

1.
Grobla... grobla...

Nie wiem, ile mierzy ta tak słynna grobla, wiodąca z Nantes do Montaigu, za to dzisiejszego ranka przemierzyłem najdłuższą groblę Niderlandów.
Wybudowana w 1932 roku, ta grobla o długości 30 kilometrów, szerokości 90 metrów i wysokości 7 metrów oddziela słodkowodne jezioro Ijsselmeer, które zajmuje część dawnego Zuiderzee, od Waddenzeen (morza Wadden).
Dokument, który był moim przewodnikiem (guide, anagram słowa digue, czyli grobla), nie zawierał informacji, czy powstała jakaś piosenka na cześć tej Północnej Grobli...

Na zdjęciu: la digue du nord Afsluitdijk (grobla na północy Afsluitdijk)

2.
Canal plus

W 1681 roku ma miejsce otwarcie „Kanału Dwóch Mórz” (canal des Deux Mers), który łączy rzekę Garonne z Morzem Śródziemnym. Świadek tego wydarzenia, Vauban, zaczyna snuć marzenia o sieci kanałów łączących wszystkie duże rzeki królestwa, która pozwoliłaby wszystkim statkom, nawet królewskim galerom, dotrzeć z Dunkierki do Besançon „bezpośrednio od morza do morza, bez nakładania drogi (przez Gibraltar)”.
Podczas gdy w Niderlandach ta polityka rzeczna jest cały czas aktualna, nie mogę powstrzymać się o losie, jaki został zgotowany 3 wieki później wielkim ideom Generalnego Komisarza Ludwika XIV !!!

3.
Holandia, Niderlandy ???

Nazywanie Holandią kraju, którego stolicą jest Haga, jest popularnym nonsensem, bo powinno się kraj ten nazywać Niderlandami. Tak naprawdę, Holandia Północna i Holandia Południowa to tylko dwa regiony Niderlandów. No dobrze, ale nie dzielmy włosa na czworo z tego powodu! Pora na ciekawostkę o serach: miasto Gouda leży w Holandii Południowej, natomiast miasto Edam jest położone w Holandii Pólnocnej !!!
Skoro nie popełniamy błędu mówiąc, że Gouda i Edam są serami z Holandii, to może równie dobrze możemy powiedzieć, że Roquefort i Morbier są z tego samego regionu ????

Na zdjęciu: druga flaga Niderlandów

4.
Subway

Aby ukryć się przed burzami, które szalały nad Amsterdamem, postanowiłem rozciągnąć mój śpiwór pomiędzy metalowymi konstrukcjami mostu, który z jednej strony umożliwiał przejście nad tym kanałem, a z drugiej umożliwiał temu kanałowi oraz drodze przejście pod głównym dworcem miasta. Około północy zostałem jednak odkryty przez policję... Ponownie bez dachu nad głową, schroniłem się tym razem na zadaszonym parkingu, który, jak się zdawało, mógł mi zagwarantować ochronę przed wodą oraz zapewnić spokój. Miałem rację, ale, niestety, kiedy około 7 rano chciałem opuścić mój przybytek, okazało się, że na mojej drodze wyrosła krata wysoka na minimum 3 metry !!! Czekając, aż jakiś członek klubu fitness mnie uwolni (bo to do klubu fitness należał ten Eden), spędziłem 2 godziny na rozwiązywaniu krzyżówek !!!

Na zdjęciu: Mobil Home

5.
Ach, jakież te Holenderki są eleganckie i ładne na swoich rowerach !!!

6.
Od granicy Niderlandy/Niemcy dzieli mnie 120 kilometrów, więc kolejne wiadomości, które do Was dotrą, zostaną wysłane z tego czwartego kraju, który będę przemierzał...

Nasz przyjaciel Marc dołączy do tych wiadomości parę fotografii. Stokrotne dzięki za Waszą wierną obecność.
Ucałowania dla wszystkich...

sobota, 30 czerwca 2007

Między Rotterdamem a Amsterdamem

Naturalnie w deszczowy dzień!

1.
Coś mi się wydaje, że nasz narodowy ser zawdzięcza swą nazwę
normandzkiej wiosce Camembert, w której dawno dawno temu został
znaleziony przepis na jego wyrób.
Wczoraj za to spałem w gminie Gouda...
Czy to tutaj narodził się słynny niderlandzki ser?

2.
Tutaj, w Niderlandach, rowerzysta nie jest intruzem. To zupełnie inna
rzecz, jazda na rowerze tutaj niż we Francji... Ścieżki rowerowe, a nie
pobocza, uśmiechy, pozdrowienia... i nawet kosze na śmieci dla
rowerzystów, z których można skorzystać nie schodząc z roweru!

3.
Parę dni temu przejeżdżałem przez małe miasteczko Sangatte...
Traumatyczne przeżycia z czasu obozu uchodźców są silne u jego
mieszkańców. W Calais kolumny z sylwetkami dalej gdzieś błądzą... Co
robi ONZ i Unia Europejska? Nie mogłem powstrzymać się od myśli, co
dzieje się na wybrzeżu hiszpańskim... W Sangatte też widziałem billboard
reklamujący konkurencyjne ceny jakiegoś supermarketu umieszczony przy:
bulwarze Wolności!!!

4.
Zrobiłem sobie zdjęcie na skalistym brzegu Cap Blan Nez, u stóp którego
wołałem Ziemia! pewnego lipcowego dnia 84 roku po przepłynięciu wpław La
Manche...
Łezka kręci się w oku!!!

5.
W celu wykorzystania licznych niełaskawości Pani Pogody, kupiłem sobie
biografię Vaubana, na którego realizacje natykałem się wiele razy od
czasu mojego wyjazdu z Bretanii.

6.
Nie wiem, jaka byłaby reakcja mojego profesora od angielskiego i moich
kolegów z kursu w Jarze, gdyby usłyszeli, jak ośmielam się mówić w
języku Wyspiarzy !!! Ostatecznie jakoś mi się to udaje, nawet jeśli od
czasu do czasu słowa z języka polskiego przyplątują się tam, gdzie nikt
ich nie prosił...
Oj, ciężkie, ciężkie jest życie poligloty!!!

7.
Z Belgii mógłbym Wam wysłać: komiks z Tintinem, porcję frytek, obrazek
Delucka, obraz Rubensa, kawałek kanału, gotowe danie, sukces J. Brela,
historię kraju, żółtą koszulkę Mercka...
Wybór był tak trudny, że Was po prostu pozdrowię:
Au revoir (po francusku), do widzenia (po polsku), tot ziens (po
flamandzku), arivederchi (po włosku) i oczywiście po niderlandzku: alpen
aan den rijn!!!

czwartek, 21 czerwca 2007

Saint Valéry sur Somme

Pora na cykl wiadomości z wybrzeża la Côte
d'Albâtre, dla wszystkich moich adresatów.

1.
Guillaume, siódmy i ostatni z książąt normandzkich, zyskał przydomek "Zdobywca" dzięki wygranej pod Hastings w 1066, natomiast jest jeszcze jeden Normandczyk, który może poszczycić się o wiele większą liczbą zwycięstw: Jacques Anquetil. Ów "Jacques Zdobywca" wygrał przeszło 200 zawodowych wyścigów, w tym 5 wyścigów Tour de France, 2 Tour d'Italie i jeden Tour d'Espagne!!!
A ja, z powrotem "w siodle" od ostatniego piątku, na szlaku mojej przygody "Od Atlantyku do Bałtyku", w tą niedzielę miałem zaszczyt przejechać przez miejscowość, w której urodził się w 1934 roku "Jacques Zdobywca", a także tą, w której w 1987 roku się "poddał".
Czy mogłem sobie wyobrazić silniej przemawiający symbol?
Zapoznałem się również z wynikami "wyścigu na dwóch kółkach", którego drugi etap rozgrywał się w tą niedzielę. Niektórzy się nie zorientowali, inni zamiast koszulki lidera poczuli smak porażki. Takie jest prawo sportu.

2.
To jest tak piękne jak pocztowe kalendarze! Nie mówię o niewzruszonej parze kotków siedzących w wiklinowym koszyku, ale o tych wspaniałych zdjęciach, które nasza Poczta umieszcza w swoich kalendarzach. Myślę, że skaliste brzegi Etretat zajmują poczytne miejsce w tej kolekcji. Co do mojego osobistego kalendarza, wtorek 19 czerwca 2007 zostanie na długo zapisany w mojej pamięci, z powodu piękna białej kredy z krainy Caux, bo wreszcie mogłem "na żywo" zobaczyć te słynne i niezapomniane falezy. Są oszałamiające! Wielu innych przede mną oczarował ten spektakl: Maupassanta, Braqua, Coty'ego, Offenbacha...
Maurice Leblanc umiejscowił tutaj, na potrzeby swojej powieści, kryjówkę bardzo słynnego Arsene'a Lupin...
Awiatorzy Nungesser i Coli oblatywali nad nimi w 1927 roku przed nieudaną próbą pokonania Atlantyku...
I wreszcie, tytułem konkluzji, Victor Hugo napisał o tym wybrzeżu: "To najpiękniejsza architektura, jaka kiedykolwiek powstała..."

3.
Po Bretanii i Normandii, znalazłem się teraz w Pikardii.

sobota, 16 czerwca 2007

Rouen: stolica normandzka

Rollon i Guillaume: książęta normandzcy


Na początku X wieku pojawiło się dwóch przywódców Wikingów - jeden na wodach Sekwany, drugi na wodach Loary - każdy z nich odegrał tam ważną rolę. Chodzi o Hrolfra i Rognvaldra, którzy w historii Francji zapisali się jako Rollon i Ragenold.
W moim zbiorze opowiadań zatytułowanym "Stronice Loary", zainspirowanym wędrówką wzdłuż królewskiej rzeki w 2004 roku, jeden z tekstów nosi tytuł "La Batailleuse". W tekście tym wspominam rolę, jaką odegrała wyspa na Loarze, usytuowana pomiędzy Varades i Saint-Florent-le-Vieil, która stała się bastionem Wikingów podczas ich inwazji w roku 853.
W taki sposób, po rywalach Norwega Ragenolda, "napotkanych" w 2004 roku, w trzy lata później idę po śladach Duńczyka, czy Norwega, Rollona, który w 911 roku, na mocy traktatu z Saint-Clair-sur-Epte, otrzymał terytorium rozciągające się "od Epte do morza" z rąk Karola III Prostaka. Terytorium, które od tamtej pory nazywać się będzie Normandią i którego pierwszym księciem zostanie Rollon, zwany również Ralf le Marcheur (Ralf Chodziarz).
Ograniczona na wschodzie przez Bresle i na zachodzie przez Risle, początkowa Normandia (911) odpowiada w przybliżeniu dzisiejszym departamentom Seine-Maritime i Eure. Następnie (924), rozciągając się aż do Vire, wzbogaca się o dzisiejsze departamenty Calvados i Orne. I wreszcie (w latach 933 i 1051) zdobywa departament la Manche, a ograniczona jest rzeką Couesnon, która oddziela ją na zachodzie od Bretanii, jej sąsiadki, a czasem wroga.
Od poniedziałku 16 kwietnia, przekraczając Couesnon kilka kroków od Mont Saint-Michel, śledziłem karty historii Normandii. Przechodząc przez Saint-Clair-sur-Epte dwa miesiące później, znalazłem się w gminie, w której jesienią 911 roku historia ta się zaczynała, na brzegach tej rzeki, i której skromne brzegi połączą się ostatecznie z domeną królewską przeszło 5 wieków później, w 1468 roku.
Chodzi o domenę, do której zostanie dołączona dzięki Filipowi Augustowi w 1204 roku i która na nowo zmieni flagę między 1420 i 1450 rokiem za sprawą traktatu z Troyes.
Co ciekawe, z przerwą 176 letnią, Rouen łączy w historii pierwszego i ostatniego księcia normandzkiego.
Rollon, pierwszy z nich, uczynił z tego miasta stolicę swego terytorium, a Guillaume, ostatni, umarł tu 9 września 1087 roku.
Jeśli zaś o mnie chodzi, 1096 lat po sakrze Rollona - którego imię po francusku oznacza Robert - i w 920 lat od śmierci Guillauma, przymierzam się do kontynuowania mojej ekspedycji "Od Atlantyku do Bałtyku" nie na pokładzie drakkara, lecz na rowerze, po przegranej bitwie w Hawrze w sobotę 26 maja 2007 roku. To ekspedycja, podczas której za kilka tygodni "zrobię najazd" na ziemię rodzinną Skandynawskiego wodza, oczywiście po stratowaniu ziemi Guillauma, jego potomka, który urodził się w wieczór Bożego Narodzenia 1027 roku w Falaise i który, w 1066 roku, zostanie królem Anglii, w przeddzień swego zwycięstwa w Hastings.

Rouen, piątek 15 czerwca.

A teraz: czas na siodełko!

środa, 30 maja 2007

Drodzy Przyjaciele,

Od jakiegoś już czasu odczuwałem coraz dokuczliwszy ból w kolanie oraz w stopach. Myśląc, że mój stan fizyczny się poprawi, zdecydowałem, że nie będę Was o tym alarmować. Jednak pomimo dwóch tygodni odpoczynku i leczenia, jestem zmuszony przerwać tą pieszą wyprawę, przez którą za bardzo zacząłem cierpieć i, jestem o tym przekonany, która zaczęła zagrażać mojemu organizmowi.
Bardzo długo zastanawiałem się przed podjęciem tej ważnej decyzji, która bardzo mnie zasmuca, dotyka mnie osobiście i Was, którzy mi zaufaliście i wspieraliście mnie od kilku miesięcy.
Postanowiłem mimo wszystko kontynuować moją przygodę na rowerze, bo z doświadczenia wiem, że powinno być to mniej obciążające.
Podjąłem tą decyzję w sobotę 25 maja, między Honfleur i Le Havre, na moście le Pont de Normandie.
W Havrze nie znalazłem niczego, co by mnie zadowoliło, więc udałem się do Rouen (pociągiem) i tam zamówiłem bardzo dobry rower. Jednak jego dostawa i wyposażenie zajmie co najmniej dwa tygodnie. W ten sposób, po tych blisko 2000 kilometrów na pieszo, wznowię trasę około 15 czerwca, żeby przebyć na rowerze pozostałe 4000 kilometrów (minimum) i osiągnąć mój „polski cel”.
Nie ukrywam, że przeżyłem naprawdę trudne chwile, ale w momencie, gdy piszę te słowa, znowu mam przekonanie, że możemy przeżyć wielką wspólną przygodę.
Liczę na Was, że będziecie liczyć na mnie i że dacie się zabrać w podróż oraz, że razem będziemy nadal marzyć o „Od Atlantyku do Bałtyku”.
Wasza obecność jest od samego początku najlepszym środkiem dopingowym, a w tym ostatnim czasie stanowiła dla mnie szczególną pomoc i bardzo mi pomogła pokonać tą przeszkodę i podjąć decyzję o kontynuowaniu drogi. Dziękuję Wam za to stokrotnie z całego serca.
Jestem przekonany, że za kilka dni będę mógł przesłać Wam bardziej optymistyczne wiadomości. Od wczoraj jestem u mojego przyjaciela Marca, w rejonie Chartres. Jutro udam się do Anjou, a potem być może do Bretanii. Wykorzystam tą przymusową przerwę na rozpoczęcie prac nad wykładem multimedialnym, który będzie ostatnim etapem mojego projektu.
Aby zakończyć nieco weselszym akcentem, chcę powiedzieć, że dotąd musiałem co rana sprawdzać, czy jestem „na chodzie”, a od teraz będę po prostu wskakiwał na siodełko!..

Gorąco Was pozdrawiam,
Robert.

P.S. Czy przypadkiem to zdjęcie, zrobione dla żartu na plaży w Arromanches 15 maja, podczas odwiedzin moich młodych przyjaciół ze szkół w Saint-jacques–de-la-lande i w Pont-Réan, nie było znakiem ostrzegawczym?

poniedziałek, 30 kwietnia 2007

Cherbourg

Przystanek w Cherbourg i punkt dostępowy do Internetu.

1: zwiedzanie

Gréville-Hague

Jean-Franois Millet (1814 - 1875), malarz, autor obrazów "Anioł Pański" i "Kobiety zbierające kłosy" urodził się 4 października 1814 roku w wiosce Gruchy w gminie Gréville-Hague. "Mistrz realizmu chłopskiego" Dzieło J. F. Milleta, który pracuje w Barbizon począwszy od 1849 roku, znacznie odbiega od prac jego przyjaciół malarzy, Théodore Rousseau, Charles-François Daubigny... Bardziej zainteresowany życiem chłopskim w okolicach Barbizon, tworzy zaskakującą jego syntezę, przypominając sobie równocześnie o swym normandzkim dzieciństwie. Wizja bez żadnych ustępstw, czasem naznaczona pewną czułością, subtelna obserwacja życia na wsi zbliżają go do realizmu w stylu Courbeta. Dostrzegamy w malarstwie Milleta pewne intencje polityczne, które sprawiły, że utrzymywał się z dala od paryskich salonów. Van Gogh znajdzie u Milleta bogate źródło inspiracji.

Omonville-la-petite

Jacques Prévert (1900 - 1977). W latach trzydziestych, wraz z przyjaciółmi z trupy teatralnej Groupe Octobre, Jacques Prévert odkrywa ten "rajski zakątek", Przylądek la Hague. W 1970 kupuje dom w Val, w Amonville-la-petite. Będzie tu mieszkał aż do swojej śmierci w kwietniu 1977 roku. Na małym cmentarzyku w Amonville poeta spoczywa obok swej żony Jacqueline Prévert i Michelle, swej córki.

Barneville-Carteret

Osobowość reklamy, która urodziła się w tym mieście, to "Mère Denis", przedstawicielka marki "Vedette", słynąca ze swego niepowtarzalnego akcentu i znanego sloganu "Ca c'est ben vrai !" (To prawda!).

2 Mięczaki*

Wybrzeże zachodnie (la côte ouest /czytaj: lakotłest/, nie mylić z alkotestem!) półwyspu Cotentin jest regionem, w którym kwitnie zbieractwo mięczaków*. Czy to z tego właśnie powodu korespondentka pewnej gazety regionalnej upiększyła swój artykuł (skądinąd wspaniały) niezłą literówką*, myląc Morze Bałtyckie z Morzem Adriatyckim?

* Mięczaki oraz literówka to po francusku ten sam wyraz, coquille. Stąd gra słów Roberta.

3 La Côte des Havres

8 naturalnych portów, usytuowanych pomiędzy Barneville-Carteret i Granville to jedyne tego rodzaju wybrzeże na zachodzie Francji. To zgrupowanie portów, sąsiadujące z "Passage de la Déroute" poniżej poszarpanego skalistego brzegu la Hague, świadczy o zróżnicowaniu normandzkiego wybrzeża. Mówi się, że Wyspy Chausey oraz Wyspy Anglo-Normandzkie są pozostałością po terenie niegdyś pokrytym lasem Scissy.

4 Granville

Czy ta nazwa, "Passage de la déroute" (Droga ucieczki), pochodzi od ucieczki, którą musiała się salwować ludność Wandei (Biali) w porcie Granville, do którego zawinęli w poszukiwaniu wsparcia ze strony floty angielskiej? Zastawszy port normandzki zablokowany, Wandejczycy byli zmuszeni zawrócić podczas kampanii w Galerne, po czym zostali zmasakrowani przez Republikanów, "Niebieskich", którzy wpędzili ich w wody Loary nieopodal Ancenis, Oudon...

5 Reaktor

We Flamanville spotkałem kilku członków ruchu Greenpeace, którzy przybyli, by manifestować przeciwko rozbudowywaniu instalacji nuklearnych. W przeddzień naszego spotkania policja i żandarmeria interweniowała, żeby usunąć kilku manifestantów, którzy na znak protestu wspięli się na szczyt dźwigu budowlanego.

6 La Hague

Ten region Cotentin jest bardzo naznaczony przez obecność energii jądrowej: jest tu centrala we Flamanville oraz fabryka przetwarzania odpadów nuklearnych, której instalacje są widoczne wiele kilometrów wokół.

Pytanie: czy jest jakiś związek pomiędzy energią nuklearną a mnożeniem się przypadków zachorowań na białaczkę?

niedziela, 22 kwietnia 2007

Kairon Plage (nieopodal Granville), niedziela 22 kwietnia

Kairon Plage (nieopodal Granville), niedziela 22 kwietnia

Po przerwie w wędrówce w Pleine Fougeres, która miała na celu zażegnanie problemów zdrowotnych (zapalenie żołądka i jelit), porzuciłem flagę bretońską na rzecz normandzkiej z jej dwoma lwami.

A teraz kilka wiadomości dla moich odbiorców:

1
rozszerzona definicja
sardynki: małe rybki bez głów, żyjące w oleju, w ciasnych rzędach

2
W regionie Erquy odkryłem małą miejscowość, której nazwa z pewnością zainspirowałaby naszego narodowego 'żonglera słów', Raymonda Delos. Chodzi o PLURIEN *.
* plus rien = już nic, nic więcej [przyp. tłum.]

3
'Czapki z głów!'
Od mojego wyjścia dnia 8 marca, to już trzecia czapka, która zagrała mi na nosie, stając się nakryciem głowy kogoś innego! Nie wiem, co też przychodzi im do głowy, że tak się na mnie dąsają. Czyżby moja głowa im się nie podobała? Porzucić swego szefa * ni z gruszki, ni z pietruszki, to szczyt dla czapeczki!
* chef = szef lub głowa (przestarzale), kolejna gra słów Roberta - [przyp. tłum.]

4
Saint-Malo: Miasto korsarzy
Mieszkańcy Saint-Malo okryli się swego rodzaju sławą po przyłączeniu do Francji. Wojna korsarska polegała na tym, aby zdobyć w imieniu króla nieprzyjacielskie statki, najlepiej dużych rozmiarów, handlowe, które były obładowane cennymi towarami. Żaglowce, jak i ładunek były sprzedawane temu, kto oferował najwięcej, a łup dzielony pomiędzy króla, dowódcę korsarzy i jego załogę oraz armatora, jeśli nie był nim dowódca. Statki korsarskie, zbrojone przez ludność cywilną, toczyły legalnie wojnę z marynarką wrogiego państwa, dzięki specjalnemu 'patentowi' wydawanemu przez władzę królewską. Ów 'patent' odróżniał korsarzy od piratów i w razie schwytania ratował ich od powieszenia.

5
Aż do dnia dzisiejszego widywałem ich tylko na kartkach pocztowych. Myślę o zbieraczach morszczynu. Michel Tonnerre napisał i zaśpiewał piosenkę na ich cześć. Odkąd przeszedłem przez Lampaul Plouarzel (Finistere Nord), mogę się chwalić spotkaniem jednego z tych 'żniwiarzy morza' . Nazywa się Emilie Quéméneur i od czternastego roku życia (pozwoliła mi zdradzić Wam, że obecnie ma 70 lat) zbiera morszczyn, a następnie przekazuje go pewnemu przedsiębiorstwu z Plougerneau, który przetwarza go na produkty farmaceutyczne, kosmetyczne i spożywcze, dla ludzi i dla zwierząt...
Jasnym jest, że traktor zastąpił dawnego konia, jednak do dziś rytm egzystencji tej masywnej 'rolniczki' jest wyznaczany przez niezmienny cykl pór roku oraz przypływów i odpływów w Pays des Abers.

6
Mont Saint-Michel
Od tygodnia jego wysmukła sylwetka znaczy mój horyzont między Bretanią i Normandią. W wykładzie połączonym z pokazem slajdów nakreśliłem 13 wieków historii tego wzgórza. Dzisiaj ludzie przygotowują się do dopisania nowego, ambitnego rozdziału: przywrócić 'Perle Zachodu' jej pierwotny morski charakter.
A oto kilka dat z tej długiej historii:
Aż do 1858 roku rzeka Couesnon, podobnie jak Sée i Sélune, wylewają swoje wody do zatoki, wdzierając się, kiedy im się tylko podoba, do ogradzanych polderów, które ludzie podbijają z trudem. Pomiędzy rokiem 1858 i 1863, w celu ochrony polderów, pracą ludzkich rąk powstaje kanał, od zatoki Moidrey do ujścia. Oswojona rzeka nie może już się wylewać. Polderyzacja może postępować dalej.
W 1966 roku, w celu zapobieżenia wdzieraniu się przypływów morskich do rzeki Couesnon, podejmuje się budowę aktualnie istniejącej zapory, wyposażonej w bramy, które zamykają się pod naporem pierwszej fali. Rzeka traci siłę swojego nurtu, w dole rzeki zakleszcza się w złogach osadów, które się tam kumulują. W górze natomiast zatoka Moidrey, środowisko wilgotne i dawny zakręt rzeki Couesnon, nie jest już zalewana przez przypływy.
2006: początek budowy nowej zapory. Tym razem chodzi o przywrócenie dynamiki korytu rzecznemu Couesnon.
2008: nowa zapora działa. Couesnon przepływa przez piaszczyste wybrzeże i oczyszcza okolice wzgórza Mont Saint Michel z osadów.
2012: wszystkie rozwiązania hydrauliczne w górze i dole rzeki są wykonane.
2020: po wielu latach na nowo uformowała się szeroka zatoka, pomiędzy skalistym wzgórzem i zaporą. Mont Saint Michel nie jest już zagrożony obrośnięciem przez trawy. Pejzaż morski, o którego przywrócenie chodziło, został odnowiony. Utrzyma się przez wiele pokoleń, tak długo, dopóki zapora będzie powodowała ruch fal.

wtorek, 10 kwietnia 2007

Saint-Brieuc, wtorek 10 kwietnia

Saint-Brieuc
Wreszcie dostęp do Internetu, po kilku dniach "ciszy"

A więc czas na wiadomości:

1.
Czekając na mojego przyjaciela Jo i w celu schronienia się przed gwałtownym wiatrem, który wiał na "Wybrzeżu Legend" ("Côtes des légendes"), wszedłem do tutejszego schroniska.

2.
Stawiając czoła przysłowiu "En avril ne te découvre pas d'un fil" (w języku polskim będzie to mniej więcej "w kwietniu nie zrzucaj ani kawałeczka ubrania"), odkryłem moje ciało na tyle, na ile pozwala przyzwoitość, i odbyłem swoją pierwszą kąpiel morską w roku 2007, na plaży Guerzit w Zatoce Morlaix. Trochę zimno, ale jak wszyscy dobrze wiedzą, kąpiele w słonej wodzie są dobre dla stawów.

3.
W sobotni poranek 7 kwietnia, przechodząc przez most w Toul an Héry, opuściłem ścieżki departamentu Finistère i od tej pory prowadzą mnie drogi departamentu Côtes d'Armor, który aż do marca 1990 roku nazywał się Côtes du Nord, zdarzało się więc, że umiejscawiano go między Lille i Dunkierką. Po przejściu tego departamentu, znajdę się w Ille et Vilaine, który jest mi bardzo dobrze znany.

4.
W piątek 1 kwietnia zrobiłem sobie wolny dzień na Wyspie Ouessant, a w sobotę wielkanocną popełniłem recydywę i podarowałem sobie rejs po archipelagu 7 wysp (w rejonie Perros-Guirrec) oraz na wyspę Bréhat. Spędziłem ten dzień w towarzystwie dwóch Tajwanek, co nadało mojej eskapadzie jeszcze bardziej egzotyczny wymiar. Już kiedyś byłem w okolicy tego archipelagu, z tym że kajakiem.

5.
Około dziesięć lat temu spędziłem noc "sentymentalną" na plaży Binic (to około 20 kilometrów na zachód od Saint-Brieuc). Ta noc pod gołym niebem zainspirowała mnie do napisania wiersza. Ten wiersz okazuje się aktualny, bo właśnie spędziłem taką noc z poniedziałku na wtorek na tej samej plaży,; ale sam!

A zatem oto ten wiersz*, który wtedy zatytułowałem:
Równonoc

Pod okiem wielkiej latarni czuwającej na horyzoncie,
położyli się, kołysani przez odpływ.
Plaża stała się wtedy olbrzymią klepsydrą,
która odmierzała czas do poranka.
Potem, kiedy zmrok zagarnął gwiazdy,
prosili fale, by zmazały z piasku ślady ich ciał.
Morze, któremu została powierzona ta tajemnica,
obiecało kochankom stać na jej straży aż do końca świata.
Niestety, na szerokim morzu żeglował rybak,
w którego sieci wpadł ten sekret.
Marynarze, ucieszeni ukrytym skarbem,
ułożyli piosenkę dla akordeonisty, który
rozpuścił plotki we wszystkich barach w porcie.
Morze, zdradzone w ten sposób przez swych zbyt gadatliwych ludzi,
ukoiło swój gniew, topiąc załogę.
Dziś, na naszych wybrzeżach, po tej przygodzie pozostaje
piosenka.
W nowej zwrotce łączy na zawsze
kochanków, morze i marynarzy.
Zupełnie, jak te pieśni w karczmach, które poją się
radością i bólem Ludzi.

*[w wersji francuskiej w wierszu występują rymy-tłum.]

6.
A oto wersja bretońska "liczb i liter". Ofiarowuję ją szczególnie moim przyjaciołom z Bretanii. Jeśli chodzi o pozostałe osoby, powinny wiedzieć, jak wymawia się nazwy tych miejscowości.
Plouneour Trez + Plouescat + Malestroit = Goulven

7.
Nowa, ale krótka, seria portretów:
księgarz-kawiarz
prawnik z ONZ, odpowiedzialny za "budowanie" kraju w Kosowie
szef schroniska dla młodzieży
bardzo młody budowniczy zamków z piasku
Węgierka
Tajwanka, twórczyni kreskówek
potomek Lamartina


wtorek, 3 kwietnia 2007

okolice Lesneven, wtorek 3 kwietnia Spotkanie na Wybrzeżu Legend (Côte des Légendes)

Nieopodal Skały du Four i jej latarni (bretońskiej), która wyznacza granicę między Oceanem Atlantyckim i Kanałem La Manche, spotkałem na ścieżce celników pewnego ślimaka…
Byliśmy tylko o kilka mil od Portsall, gdzie 16 marca 1978 roku tankowiec Amoco Cadiz rozpruł sobie brzuch o skały, a potem zwymiotował 230 000 ton ropy na wybrzeże bretońskie i spowodował tym samym największy wyciek ropy dwudziestego wieku.

Po 29 latach od tej strasznej katastrofy, w tą niedzielę 1 kwietnia, pogoda jest mglista, a wiatr bardzo silny. Nękany przez wspomnienie tych mrocznych wydarzeń, pytam ślimaka, czy ma rogi… przeciwmgielne*!

Reagując na zabawną i subtelną grę słów, zwierzę z rogami odpowiada mi, że udaje się na wyścig jednokadłubowców** w Zatoce Douarnenez, ścieżką celników.
- Koka na ścieżce celników… narażasz się na wielkie ryzyko!***
- Mówisz to, żebym przyspieszył, czy co?***
Podoba mi się jego replika, podbijam więc stawkę:
- Chcesz, żebyśmy się zamienili plecakami?
Wysuwając swój śmieszny róg, odpowiada mi…
- Popatrz, tu nie jest napisane naiwniak.
I kontynuuje…
- To ty wybrałeś się na wędrówkę od Atlantyku do Bałtyku, czytałem w Telegramie
z Brest, no i widziałem reportaż na F.R.3 w ubiegły piątek… Więc teraz pijesz to
piwo, którego sobie nawarzyłeś, to ty musisz teraz się pomęczyć!
- Prima Aprilis! Kénavo Panie Ślimaku!
- A propos cargo****, zarzucam sieć na dobrego armatora… Zwalniam cię!
- Ja muszę uciekać.
- Z połowu?

I rozeszliśmy się, ja cichutko, a on ze swoimi rogami!..

Oto tradycyjny żarcik na 1 kwietnia, bo, jak się domyślacie, cała ta historia
jest czystym wymysłem!..

------------------------------

Przyp. tłum.:
* róg przeciwmgielny – instrument ostrzegający podczas mgły na morzu
* * gra słów: we francuskim wyrazie monocoque (jednokadłubowiec) słyszymy
fragment wyrazu koka
***gra słów: courir un risque – narażać się na ryzyko, tutaj dlatego, że
dosłownie courir = biec
**** kolejna językowa gra słów, w wyrazie l’escargot (ślimak) zawarty jest wyraz
cargo

czwartek, 29 marca 2007

ATLANTIQUE BALTIQUE 5°

Moja galeria portretów rozrasta się: rybak, oberżystka, benedyktyn, surfer, żandarm (ale nie z Saint-Tropez), złodziej... nie nie, pan z wypożyczalni rowerów, dróżniczka, mieszkanka Jury, dawny literat (listonosz), obecnie pasterz kóz, 2 starzy przyjaciele maratończycy (nadal przyjaciele, ale mniej maratończycy)...
PENN AR BED oznacza w języku bretońskim koniec (lub głowę) ziemi. To tym słowem zainspirowali się ustawodawcy, którzy nazwali ten departament FINISTERE, czyli "tam, gdzie kończy się ziemia".

W czwartek wieczorem, 29 marca, kiedy osiągnąłem najdalej oddalony od Poznania punkt na mojej trasie, pozwoliłem sobie na mały "rejs" po Mer d'Iroise w Ouessant.

Brest na zachodzie... "inny" mały poranek.
Ociekające chodniki bezsennej dzielnicy
Niepokojące sylwetki metalicznych ptaków, z mechanicznymi akcentami
Dziwne pomieszanie dziobów okrętowych i lin na nadbrzeżach zasnutych bladą mgłą

Odgadywana obecność, fastrygowana
Dialogi wymieniane szeptem między ludźmi i maszynami

Równowaga podtrzymywana przez marynarzy, bardziej ziemskich,
Nigdzie indziej taka, bez ojczyzny

Długie sito gęstej mgły

Zwiastowana przez mewy, hostessy z niebios,
Pojawia się Ouessant, urodzona przez fale
Jej rozdarte kontury są jak historia jej Ludzi, kochanków jej burz

Chłostany przez wichry, ląd się nie uskarża
Ugina się, ale się nie łamie, podobny do Kobiet stąd
O zgiętych kręgosłupach przez długie miesiące oczekiwania

Ich Mężczyźni ciężko pracują na szerokich wodach
Wrócą później... jeśli tak zechce ocean
Żony marynarzy mają za towarzystwo stado osłów
Doglądają kawałka ziemi, otoczonego kamiennym murem

Potem, kiedy słońce idzie na drugi koniec wyspy,
zamykają niebieskie okiennice swoich skromnych domostw
Zaklinając latarnię, by miała otwarte oczy na bezbożnika, który pozbawia je ich
ukochanych mężów

Ten wiersz powstał podczas mojej pierwszej podróży na tą wyspę.

poniedziałek, 19 marca 2007

Lothey (niedaleko Chateaulin)

Lothey (niedaleko Chateaulin), poniedziałek 19 marca 2007

Dzień dobry wszystkim,
Za kilka dni na stronie internetowej "coteacote" pojawi się streszczenie historii kanału z Nantes do Brest oraz osobiste przemyślenia zainspirowane dniami, podczas których kanał i ja, dotrzymywaliśmy sobie nawzajem towarzystwa.


Oto kilka nowin:

- Przez kilka dni robiłem polowanie na zbędne gramy. W ten sposób najpierw "podziękowałem" mojemu brezentowi oraz wybrałem lżejszy materac rankiem drugiego dnia wyprawy, a następnie wstąpiłem do apteki, żeby wytropić tam trochę próbek mydła, pasty do zębów i balsamu do ciała...
- Postanowiłem zostać systematycznym nadawcą listów do siebie (wysyłanych na adres przyjaciół z Maine et Loire) - przesyłam osobiste zapiski oraz ulotki, które mogą być użyteczne przy opracowywaniu mojego przyszłego reportażu. W ten sposób mam gwarancję, że będzie na mnie czekać poczta, kiedy wrócę za kilka miesięcy.
- Po tych kilku pierwszych dniach wędrówki mogę już zrobić bardzo eklektyczne tablo na bazie moich efemerycznych spotkań: żandarm, listonoszka, bibliotekarka, pani z mediateki (ona się rozpozna), anarchista, eremita, pani sprzedająca lawendę, sprzedawca sera, myśliwy, obstawiacz konnych wyścigów, malarz rzemieślnik, emeryt, wierzący, wytwórczyni sztućców do tuńczyka, mieszkaniec Jersey.
- Kiedy spytałem zakonnika z opactwa w Térnadeuc, ile kosztuje mnie nocleg oraz posiłek, ten odpowiedział, że to prezent od Dobrego Boga. Niestety nazajutrz przekonałem się, że schroniska dla młodzieży nie dostosowują swych cen do cen Najlepszego Pana!
- Korzystając z bardzo dobrych warunków klimatycznych, zafundowałem sobie kilka sesji opalania oraz noc pod chmurką.
- Idąc wzdłuż Jeziora Guerlédan, nie mogłem powstrzymać się od myśli o 18 śluzach i budkach im towarzyszących, które spoczęły pod wodą podczas budowy zapory wodno-elektrycznej. To uczucie towarzyszyło mi już wcześniej, w 2004 roku, kiedy szedłem wzdłuż Loary i sztucznego Jeziora Grangent z jego zaporą zbudowaną w celu zasilania centrali nuklearnej.
- Podarowałem sobie dzień odpoczynku w Carhaix, w mieście, w którym latem od piętnastu lat odbywa się festiwal starych pługów. Świadectw bardzo żywej kultury bretońskiej nie brakuje. A propos tego ostatniego, bardzo gorąco polecam przystanek w kawiarni-księgarni "Mod-all", pod numerem 15 na Placu des halles. Przyjęcie, humor, wybór herbat, muzyka, ciasteczka i książki zastępują alkohol. Wciąż a propos kultury bretońskiej, znaleźć można jeszcze w tym mieście: skate-park i pizzerię "La Scala". Ten dzień pozwolił mi też przetestować moją znajomość angielskiego, pod numerem 1 na ulicy docteur Menguy, "At the little english tea shop and bistro at the Bar du virage" (tel. 02 98 93 23 41)
- Wykorzystałem ten przystanek "na mieście", aby zapisać pierwsze zdjęcia na płycie CD. W ten sposób krok po kroku robię postępy w odkrywaniu możliwości techniki cyfrowej oraz jej rozległych talentów!

Oto echo moich pierwszych dni w roli piechura. Od dzisiejszego poniedziałkowego poranka pogoda radykalnie zmieniła humor, po pierwszych dziesięciu słonecznych dniach nastały gradowe ulewy. Zostało mi około 50 kilometrów do punktu nr 2 na mojej trasie, tzn. Douarnenez i Ocean Atlantycki. Jestem w kontakcie z moimi przyjaciółmi z grupy Krampouez Lipous i wiem, że powitanie zanosi się bardzo wystrzałowo.
Do następnych "Newsów"
Robert


tłum: Justyna Woroch

wtorek, 13 marca 2007









niedziela, 11 marca 2007

Peillac (Morbihan), niedziela w południe

Przy okazji wczorajszego i dzisiejszego odcinka trasy przemierzyłem region, który znam z racji tego, że pracowałem tutaj kilka lat wcześniej. W ten sposób przyjaźnie, drzemiące pod kołdrami codzienności i czasu, który biegnie zbyt szybko, obudziły się na mojej drodze. Miejsca i zakątki, które rzeka Vilaine, w tej chwili o podniesionym poziomie wód, stara się skryć przed moją pamięcią, ale jej się to nie udaje, bo wspomnienia powracają w tempie galopującego konia!
Ten wieczór spędzony w mediatece w Peillac powinien być zwieńczony jakimś ciągiem dalszym, bo zasługuje na to.
W tych pierwszych marcowych dniach słońce ogrzewa przyrodę, która jest trochę niemrawa po zimie, mimo wszystko nieśmiałej przecież.
Czwartek 8 marca, moje sześćdziesiąte urodziny, były obchodzone przy dźwiękach fanfar, w towarzystwie trzydziestki dzieci, które były radosne z powodu wagarów, jakie zafundowali im ich opiekunowie, Serge i Delphine. Było też 5 osłów, zadowolonych, że mogą podzielać radość tej wesołej kolonii!
Moje wyjście naznaczone było małymi gestami, czasem niemymi, które jednak powiedziały mi wiele rzeczy. Po tych kilku pierwszych dniach odnajdę "Panią Samotność", idąc wzdłuż kanału łączącego Nantes z Brestem przez kilka dni, zanim nastąpi spotkanie w Dournenez, które zapowiada się wyśmienicie, za dwa tygodnie nad brzegiem Oceanu Atlantyckiego. Te wezbrane wody rzeki sprawiają mi trochę kłopotów z trasą...
Do zobaczenia! Dziękuję za Waszą "Obecność"

czwartek, 8 marca 2007

Koniec pierwszego dnia

Dobry wieczór,
jest koniec pierwszego dnia: poranek swietny, w towarzystwie dzieci i 5
oslów (6 razem ze mna !!), popoludnie troche trudniejsze z powodu dosc
dlugiego odcinka... ale wieczór z Przyjaciólmi powinien wszystko to
wynagrodzic. Do zobaczenia,
ROBERT

sobota, 3 marca 2007

Ponad granicami


To jest tytuł wystawy mojego przyjaciela malarza-plastyka Patrick’a Fennell’a, której wernisaż odbył się 13 lutego w tej samej sali w Domu Bretanii w Poznaniu, w której, w środę 14, wieczorem, przedstawiłem projekt mojej wędrówki „Od Atlantyku do Bałtyku”.

Trudno o lepsze tło dla tego spotkania pod znakiem wędrówki, niż ta wspaniała wystawa, wynik dziesięciu lat pieszej włóczęgi!

Cóż jest bardziej symbolicznego niż obecność, na tym wzruszającym i sympatycznym wieczorze pod znakiem przyjaźni, tego przyjaciela, który ze swoją żoną przyjechał z Bretanii, która 8 marca będzie punktem wyjścia mojej wędrówki czy też niż obecność moich licznych i wiernych przyjaciół z Wielkopolski, gdzie za kilka miesięcy zakończę moją wędrówkę?
Tak więc pod znakiem drogi i przyjaźni, w tej sali wypełnionej po brzegi, miałem wielki zaszczyt podnieść kurtynę nad moim projektem „Od Atlantyku do Bałtyku”.

Zaszczyt ten zawdzięczam Pani Marioli Samulskiej-Musiał, Dyrektorowi Domu Bretanii, która zechciała włączyć te dwa wydarzenia do programu, Pani Elżbiecie Sokołowskiej, odpowiedzialnej za dział kulturalny, która je zorganizowała i koordynowała i Pani Agnieszce Susickiej, bibliotekarce, która wykonała dużą pracę nad stroną internetową.

Chciałbym szczerze im podziękować i wyrazić moją wdzięczność. Chciałbym również pogratulować wszystkim osobom, które tak jak Marzena Dziadul i Piotr Rogaliński przyczyniły się do sukcesu tych dwóch wieczorów. Wieczorów naprawdę „ponad granicami”, gdzie sztuka, sport i przygoda złączyły swe kroki w idealnej harmonii i pod jedną flagą – flagą przyjaźni!
Bez wątpienia zabiorę ze sobą te bardzo wzruszające chwile „od Atlantyku do Bałtyku” i będą one dla mnie bardzo cenne, kiedy mój krok stanie się zbyt niepewny i zmęczony.
Jeszcze raz dziękuję!

20 lutego 2007-02-20

Dlaczego Francja i Polska

Ponieważ dzielę moje życie pomiędzy tymi dwoma krajami od blisko piętnastu lat.

W liczbach

Długość trasy w przybliżeniu: 6 000 kilometrów.

Francja: 2 500 km

Belgia: 100 km

Holandia: 600 km

Niemcy: 650 km (1. część)

Dania: 900 km

Niemcy: 650 km (2. część)

Polska: 600 km

Daty

Luty 2007 (do potwierdzenia): prezentacja projektu w Domu Bretanii
w Poznaniu.

Start: marzec 2007

Meta: wrzesień lub październik, może nawet później, przyjmując średnią dzienną od 25 do 30 kilometrów.

Co dalej

Podobnie, zwieńczeniem mojego projektu będzie prawdopodobnie wykład połączony z prezentacją multimedialną, oparty na reportażu fotograficznym.